Była zima 2012 roku. Od paru miesięcy śledziłem ogłoszenia w internecie. 205 gti?, Golf I? Duży fiat? Szukałem czegoś wyjątkowego, aż w końcu w maju 2012 roku zobaczyłem ogłoszenie. Szok! Zdjęcia rewelacyjne, oferta całkiem niezła, głos przez telefon znał się na rzeczy i od samego początku wiedziałem, że rozmawiam z koneserem. Dogadaliśmy i ruszyłem razem z Rafałem (drugi właściciel auta) do Dąbrowy Górniczej. Na miejscu kolejny szok, nie mogłem uwierzyć w to co widzę. Ówczesny właściciel, Marcin opowiedział nam wszystko o tym modelu z dokładnością co do milimetra. Polonez odpalił, pojechał, przegląd techniczny przeszedł i mogliśmy spokojnie wracać do domu. Szybka decyzja... Jedziemy na kołach. Po co laweta. Dojedzie! Podróż w stylu Top Gear. W połowie drogi zapaliła się kontrolka ładowania... alternator padł, a właściwie wypadł kabelek który mocowany był na kołek. Jedziemy dalej. Korek, roboty drogowe jak to w Polsce, silnik zaczyna się grzać, zjechałem na pobocze, a właściwie zepchnąłem auto na wyłączony pas z ruchu. Diagnoza - wiatrak od chłodnicy nie kręci się. Telefon do Sławka - mechanika starej daty. Po krótkim instruktażu i spięciu dwóch kabelków wiatrak zaczął się kręcić i ruszyliśmy na ostatnią prostą do Radomia. Po dojechaniu na miejsce wyłączyłem Borewicza i już nie uruchomiłem... Z braku ładowania akumulator padł...
O samym planie wycieczki, trasie, noclegach itp. dowiecie się z www.maluchemdoparyza.blogspot.com - Nie będę powielał wpisów Bartka. Skupie się na opisaniu historii mojego Poldka.
Mam nadzieje, że nie dostanę komentarzy w stylu: "Ściągasz od maluchemdoparyza" itp. Robię to specjalnie, żeby wypromować obydwa blogi. Jak mówi stare, radzieckie porzekadło... Im więcej tym lepiej! Im więcej Was tym dla nas lepiej
AVE!
![]() |
polonez 1500 dzień po zakupie |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz